niedziela, 26 maja 2013

Najpiękniejszy prezent...

Najpiękniejszy prezent dla mojej mamy.
Wiem doskonale co sprawiłoby ogromną euforię radości, wielkie łzy szczęścia. Z pewnością nie byłaby to żadna materialna rzecz. Nawet nie muszę się nad tym zastanawiać, że ogromną radością i szczęściem dla mojej mamy byłaby obecność Paulinki.
 Potrafię sobie wyobrazić Paulinkę, która dzisiaj dzwoni do drzwi naszego domu i wchodzi z walizkami. Te olbrzymie zaskoczenie i uczucia które by temu towarzyszyły były by tak silne, że przez pierwsze kilka godzin byłby to płacz szczęścia. Gdyby Paulinka dzisiaj przytuliła moją mamę... jak niesamowity byłby ten uścisk. Jak pięknie byłoby zwyczajnie wypić kawę, porozmawiać i poczuć tę ulgę, że już wszystko jest w porządku. Jestem przekonany, że żadne z nas nie zmrużyłoby oczu przez kilka dni... balibyśmy się, że to tylko sen. Wspominając wcześniejsze święta dnia mamy nie brakło łez u mamy... były to łzy radości, że wciąż jesteśmy wszyscy razem. Dzisiaj najpiękniejszym prezentem dla mojej mamy (dla nas) byłaby Paulinka albo chociażby sama myśl, że jest bezpieczna.
Piszę teraz o tym i mimo tego, że wiem, że ta sytuacja jest całkowicie nierealna, bardzo życzyłbym takiego wydarzenia mojej mamie i samemu sobie. To byłoby piękne...

niedziela, 12 maja 2013

w trzecią rocznicę odejścia





Minął trzeci rok odkąd utraciliśmy was na zawsze.

W moim życiu zawsze wydawało mi się, że wszyscy bliscy mi ludzie (szczególnie najbliżsi) są zwyczajnie i po prostu nieśmiertelni. Co jakiś czas czy tragicznie czy po ciężkiej chorobie odchodzili ludzie co skłaniało do głębszego zastanowienia się nad swoim życiem, swoimi priorytetami i przede wszystkim nad rodziną i przyjaciółmi. Wtedy za każdym razem jakiś głos w mojej głowie powtarzał – ‘’ To nigdy nie będzie dotyczyć twojej rodziny, twoich najbliższych ludzi których kochasz ‘’ Ja wierzyłem w ten głos, głęboko w niego wierzyłem i byłem stanowczo przekonany, że to prawda, że moja rodzina i przyjaciele są naprawdę nieśmiertelni, znaczenie słowa jaki jest ‘’śmierć’’ było mi obce, lecz nigdy nie obojętne. Żyjąc z przekonaniem, że moim najbliższym nigdy się żadna krzywda nie stanie mogłem odetchnąć i całkiem zwyczajnie żyć nie zatrzymując się i brnąć dalej. Wszystko zaczęło się odkąd zacząłem rozumieć co to znaczy umrzeć, odejść już na zawsze. Z każdym kolejnym rokiem wciąż żyłem z przekonaniem o nieśmiertelności moich bliskich, wydawało mi się to już tak oczywiste i prawidłowe. Kiedy teraz o tym myślę… widzę to jak na filmie, jak na taśmie która się przewija w momentach w których upewniałem się, że moja rodzina jest nieśmiertelna czyli w obliczu jakiś pobliskich tragedii. Na końcu tego filmu widzę naszą życiową tragedię, taką ogromną, kulminacyjną, która w sporej części również podsumowała i moje życie, moje ślady i wszystkie dobre jak i złe chwile. Film się kończy i jest już ta cisza, po prostu brakuje już tego głosu który zapewniał, że moim bliskim nigdy krzywda się nie stanie. Czuję się oszukany wobec tego świata i w pewnym sensie wobec samego siebie bo w tym momencie kiedy faktycznie podsumowujesz i analizujesz swoje życie doszedłem do wniosku, że przecież ani Ja, ani Paulinka i Kornelka nie zrobiliśmy niczego złego co rzeczywiście miałoby zadecydować o cenie jaką jest nasze życie. Dla wielu ludzi śmierć drugiego człowieka wydaje się być czymś zwyczajnym, naturalnym, albo ktoś potrafi powiedzieć, że trzeba się z tym pogodzić. Przecież to niemożliwe! Jak można pogodzić się z utratą swojego kochanego dziecka, które wnosiło do życia rodziców tyle pociechy, radości, miłości i też tej przygody jaką jest wspólne życie. Jak można pogodzić się z utratą swojego dziecka które starało się wychować w jak najlepszy sposób. Jak można pogodzić się z utratą dziecka o które przez dwadzieścia lat się troszczyło. Nie można się pogodzić z utratą kochanego dziecka, kochanej siostry. Można jedynie przyzwyczaić się tylko i wyłącznie do tego, że życie już wygląda zupełnie inaczej. Dwunasty Maj odmienił wszystko. Odnoszę wrażenie, że ta data, a w szczególności cyfry 12.05.2010 towarzyszą mi od zawsze. Tak jakbym od bardzo dawna wiedział, że te cyfry mogą coś oznaczać. Tymczasem w ten bolesny dzień życie wydawało się zwyczajne, normalne i takie proste w prozaicznym znaczeniu. Dobrze pamiętam co robiłem przed tym jak wydawało mi się ‘zwyczajnym’ telefonem. Potrafię sobie odtworzyć te kilka minut przed podniesieniem słuchawki i sama myśl o tym, że te kilka minut przed… nasze życia była takie piękne i wspaniale zapowiadające się, tak sielankowe i, że mieliśmy szanse być może jeszcze coś odwrócić czy zmienić albo chociaż ostatecznie się pożegnać. Nie potrafię opisać emocji które towarzyszą mi kiedy wracam do tego dnia. Chciałoby się jeszcze tyle dziewczynom przekazać, podziękować. Jestem jedynie pewien tego, że obie swoimi krótkimi życiami zasłużyły na tak piękne i zielone niebo jakie można sobie tylko wymarzyć.