niedziela, 17 stycznia 2016

26 lat temu....

Jeszcze kilka lat temu miałem dość dziwny sen  w którym wszystko co się wydarzyło to fikcja, że moja siostra jednak żyje, że z jakiegoś powodu postanowiła upozorować swoje odejście. Był to niemożliwy, ale piękny sen. Doskonale wiedziałem, że to niemożliwe, bo przecież pożegnałem siostrę. W tym śnie Paulinka któregoś dnia wróciła do domu, zmęczona tym wszystkim, stęskniona za nami. To był tylko sen, ale czuję te uczucie do dziś, płacz szczęścia, pękające serce, chaos, w tym śnie nie szukałem wyjaśnień dlaczego? po co? Tylko wspólnie z rodzicami zaczęliśmy pakować walizki i ze łzami szczęścia wyruszyliśmy samochodem w daleką podróż razem z Paulinką nikomu nic nie mówiąc, z nikim się nie żegnając. Czułem się wtedy tak mocno szczęśliwy, mimo, że zostawiliśmy wszystkich i wszystko bez pożegnania to wiedziałem, że jesteśmy razem, gdziekolwiek byśmy pojechali, czułem jak zrzucam ten ciężar noszony wewnątrz. Niestety rano było już tak samo jak przed snem. Często starałem się w snach szukać jakiejś odpowiedzi, ale ta nigdy nie nadeszła.


Dwadzieścia sześć lat temu.

W dniu dzisiejszym mija dwadzieścia sześć lat kiedy na świat przyszła Paulinka.
W tych cyfrach ta szóstka jest przykra, przypominająca o tym, że od tych prawie sześciu lat Paulinki z nami nie ma.
Dzisiejszy dzień po raz kolejny przypomina, że czas nie kłamie i, że codziennie przypomina tę przykrą prawdę. Mam wrażenie, że całkiem niedawno przeżywaliśmy wspólnie ostatnie urodziny Paulinki w naszym domu, ale jednak ta szóstka zwala z nóg, jest niewyobrażalna. Cały ten "czas" rośnie w siłę, każdego dnia wzrasta ta odległość, której nie można zatrzymać, której nie można było w żaden sposób przewidzieć i przeciwdziałać.
Kiedyś już pisałem o tym, że każde jedno zdjęcie z wczesnego dzieciństwa Paulinki przyprawia mnie o dreszcze, chwyta za serce tak mocno, że czuję ten głęboki żal. Większy spokój czuję kiedy patrzę na te zdjęcia sprzed sześciu lat i nadal mam z tym problem, bo chciałem napisać, że czuje się spokojniej patrząc na aktualne zdjęcia, a przecież Paulinki nie ma już faktycznie od sześciu lat. Mimo upływu czasu z łatwością się przejęzyczam.
Jak co roku, szczególnie w tym dniu chcę podziękować swojej siostrze za wszystko, absolutnie za wszystko, za każdy jeden szczegół w naszym życiu, za jej zaangażowanie i za dobre, wielkie serce. Za to, że dostarczyła mi tylu wspaniałych wspomnień i wskazała właściwą drogę już od samego początku. Tego się nigdy nie zapomni, to już będzie ze mną zawsze i właśnie to jest bezcenne tu i teraz, że duża cząstka Paulinki wciąż żyje we mnie i nie dałem sobie jej zniszczyć przez te lata bez niej. Jednak mimo tego wciąż jest mi potrzebna w moim życiu, potrzebna jak zawsze.
Nie wiem co mogę jeszcze powiedzieć? Mając dwadzieścia sześć lat przychodzi moment kiedy każdy już układa sobie swoją ścieżkę w życiu. Paulinka wielu rzeczy niestety nie zdążyła zrobić, a ja dziś znów czuje się jak osiemnastolatek. Głęboko wierzę, że moja siostra zdaje sobie sprawę z tego ile znaczyła, a właściwie ile znaczy dla każdego z nas, nie tylko dla rodziny, ale i dla bliskich przyjaciół i też dzisiaj dla ludzi których w ogóle nie znała. Musi o tym wiedzieć, że do każdego z nas wniosła i pozostawiła coś po sobie, w moim przypadku jest to właściwie cały mój życiorys, odkąd tylko pamiętam, że żyję aż do dziś kiedy już prawie 6 lat jej tutaj nie ma, to będzie trwało do mojego ostatniego tchu, aż obudzę się w domu gdzie znów wszyscy jesteśmy razem.

Na sam koniec w końcu mogę podzielić się z wami filmem z piątej rocznicy odejścia. Trwało to tak długo, a mi wciąż było ciężko znaleźć odpowiedni moment, żeby dokończyć ten film. W tym miejscu należą się przeprosiny wszystkim tym, którzy wyczekiwali tego filmu tak długo.


wtorek, 12 maja 2015

5 Lat temu

W 5 rocznicę odejścia

Pięć lat temu, sześćdziesiąt miesięcy temu, dwieście czterdzieści tygodni temu, tysiąc osiemset dwadzieścia pięć dni temu - niewiarygodne liczby, niepojęte... niezrozumiałe.
Ciężko dzisiaj powiedzieć, że to tylko liczby, że one nic nie znaczą, to nieprawda.
Pod każdą z tych cyfr kryją się silne emocje, kryje się tęsknota, rozpacz, bezsilność i brak akceptacji tego przykrego faktu, że te liczby są już tak duże i, że z każdym kolejnym dniem stają się silniejsze.
Czas jest nieubłagany, nieugięty...wciąż idzie naprzód, wciąż przynosi nowe wydarzenia w których chciałoby się waszej obecności. Czas przynosi nowe realia, nowe sytuacje przy których chciałbym usłyszeć wasze zdanie, podzielić się opinią, porozmawiać, to niestety niemożliwe, niemożliwe od pięciu lat.
Pięć lat temu straciłyście swoje cenne życie, straciłyście swoje domy, swoje rodziny, swoich najbliższych, swoich przyjaciół... za to my straciliśmy spory kawał swoich serc, straciliśmy pełen dom, straciliśmy pełną rodzinę, straciliśmy najbliższe osoby, straciliśmy najwierniejsze przyjaciółki, straciliśmy was... straciliśmy ostatnie pięć lat przy waszym boku.
Zastanawiam się czy rzeczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że minęło już tyle czasu, że te pięć lat to pół dekady, że za następne pięć lat przyjdzie nam zmierzyć się z dziesiątą rocznicą waszego odejścia, nie rozumiem tego, nie wiem kiedy ta piątka przeleciała mi przed nosem. Wciąż mam wrażenie, że 2010 rok był niedawno, że to nie było pięć lat temu, ale wiem, że zegar nie kłamie, że codziennie przypomina tę przykrą prawdę.

Może wydać się to całkiem dziwne, ale w moich oczach dzisiaj Paulinka ma dwadzieścia pięć lat, Kornelia dwadzieścia jeden, oglądając zdjęcia dziewczyn nie widzę dwudziestoletniej siostry i szesnastolatki, pewnie dzieje się to dlatego, że ja sam mam już więcej lat, że ten czas robi swoje i nadal nie akceptuje tego, że dla dziewczyn zegar się już zatrzymał, wciąż się z tym nie godzę, że jestem starszy od Paulinki i w dalszym ciągu mam wrażenie, że Kornelia jest młodsza ode mnie o te dwa lata, nie siedem. Wielokrotnie powtarzałem, że przez osiemnaście lat mojego życia to Paulinka była przecież zawsze starsza o dwa lata, które były dla mnie niezwykle istotne, które nadawały pewną harmonię. Dwunastego maja ta harmonia została zniszczona i w ten nienaturalny sposób z dnia na dzień aż po dziś dzieje się coś czego nie potrafię sprecyzować. Równy miesiąc temu miałem urodziny, żyję już trzy lata dłużej niż moja siostra, to bardzo dziwne uczucie, które trudno mi ubrać w słowa.

Chcąc nie chcąc... dzisiaj dwunastego maja znów mam przed oczami te najbardziej miażdżące wydarzenie w moim życiu. Dziś spoglądam na ten dzień z pięcioletnim dystansem, ale wciąż czuję to samo, ten sam rozdzierający ból i bezradność.
Zamykając oczy widzę twarz mamy, dokładnie pamiętam jej wyraz i przerażenie, widzę i słyszę tę gorycz, płacz, a jeszcze w tamtym momencie nie byliśmy świadomi, że Paulinki już nie ma. W tamtej chwili dostarczaliśmy sobie mnóstwa nadziei, po prostu instynktownie byliśmy pewni, że wróci do domu, albo w gorszym przypadku, że pojedziemy do szpitala i, że wszystko będzie dobrze. Cały czas mam przed oczami ten chaos, telefon rozgrzany do czerwoności... trwało to długo, aż do momentu w którym odebrałem ostatni telefon i przysięgam, że nawet przez moment nie dopuszczałem do myśli,
że usłyszę słowa które odmieniły nasze życia na zawsze. Nigdy nie zapomnę wyrazu twarzy mojej mamy, będę miał w pamięci ten widok już do końca swojego życia.

Minęło pięć lat odkąd nie ma z nami mojej Paulinki i Kornelii... wciąż tęsknię i z przykrością patrzę na przyszłość bez nich. Chciałbym, żeby było inaczej, żebym jutro obudził się chociaż sześć lat wstecz, żebym mógł znów obudzić się w pełnej rodzinie, w przepełnionym spokojem i harmoni domu jak było to jeszcze kilka lat temu.
Wydaje mi się, że każdy z nas obudzi się kiedyś w takim domu, wtedy kiedy nadejdzie ta odpowiednia pora. Ja też się obudzę i mam nadzieje, że uda mi się nadrobić ten utracony czas...
tymczasem tęsknie i jestem przy was codziennie.

środa, 14 stycznia 2015

25 Lat





















Dwadzieścia pięć lat temu na świat przyszła Paulinka. Dzisiaj w dniu 25 urodzin, znów chcę przypomnieć jak pięknym i wyjątkowym człowiekiem była moja siostra. To dla mnie nadal wydaje się być czymś niemożliwym, że ostatni raz spędziliśmy razem ten dzień aż pięć lat temu... okrągłe pięć lat! Nie wiem jakich słów użyć, żeby opisać to co dzisiaj czuję. Nie wiem jakich słów użyłbym pięć lat temu kiedy byłbym świadomy tego, że to ostatni raz razem, że to ostatnie urodziny Paulinki. Bardzo lubiłem ten dzień, bardzo lubiłem urodziny Paulinki, lubiłem je nawet bardziej niż swoje. Paulinka w tym dniu była przepełniona uśmiechem, lubiłem sprawiać jej radość, przyjemność, lubiłem podziwiać ten szeroki uśmiech na jej twarzy składając życzenia i dając prezent. Lubiłem patrzeć na to jak z ogromnym zaangażowaniem przygotowywała swoje urodziny, wielokrotnie wspominałem już o tym, że piekła wtedy swoje pyszne ciasta... To wydaje się niemożliwe, ale wracając do tych wspomnień czuję ten intensywny zapach czekolady rozchodzący się po całym domu. Jest mi przykro kiedy pomyślę, że tak na prawdę już nigdy nie sprawię jej radości, że już nigdy jej nie przytulę w tym dniu, że nie usiądę z nią w nocy przy telewizorze i nie powiem
"...to już 25..."
Przez ostatnie pięć lat wieczór w moim pokoju przepełnia cisza. Bardzo brakuje mi naszych wieczornych rozmów, kiedy szczerości i dobrej rady nigdy nie brakowało. Dzisiaj to nie to samo. Mimo, że mam pod ręką przyjaciół z którymi można rozmawiać o wszystkim, ale to zdecydowanie zupełnie co innego, coś nieporównywalnego do tej aury, którą tworzyła Paulinka. Przez te osiemnaście lat naszej wspólnej wędrówki bezwarunkowo wypracowała sobie miano najwierniejszego, najpiękniejszego i największego przyjaciela jakiego mogłem kiedykolwiek mieć, wiem, że już nigdy nie spotkam się z takim człowiekiem jak Paulinka, to niemożliwe. Piszę o tym co roku w urodziny Paulinki, że nadal nie godzę się z tym, że jestem już starszy od Paulinki, że przekroczyłem naszą wiekową barierę to dla mnie wciąż jest niezrozumiałe, bo przecież przez te osiemnaście lat to Paulinka była ode mnie starsza, nie Ja od niej.
Chciałbym zasnąć i obudzić się równe pięć lat temu, przeżyć, doświadczyć ponownie wielu miłych i niezapomnianych chwil, przyglądnąć się temu wszystkiemu jeszcze raz i zapamiętać najdrobniejsze szczegóły. Mogę to zrobić tylko poprzez wspomnienia, a to niestety nie wystarcza. Chciałbym dzisiaj spojrzeć na to jak przebiega życie Paulinki, jakby dzisiaj wyglądało nasze życie gdyby nie ten tragiczny dzień. Staram sobie to wyobrazić, to przykre, ale nie mogę, nie potrafię. Paulinki dzisiaj nie ma, jej urodziny po raz piąty są ciche. Nie ma tortu, ciasta i świeczek. Nie ma życzeń, nie ma tego przytulenia. Zamiast tego są kwiaty i znicze... pochylona głowa i w myślach ogromna wdzięczność i proste dziękuję, za to, że przez te osiemnaście lat mogłem być tak blisko, tak pięknej i wyjątkowej osoby jaką była moja siostra. Mam głęboką nadzieje, że Paulinka właśnie dzisiaj zdaje sobie sprawę z tego jak mocno za nią tęsknimy i jak bardzo jej potrzebujemy. Mam nadzieje, że jest świadoma tego jak jestem jej wdzięczny i jak wiele jej zawdzięczam, bez Paulinki byłbym dzisiaj kimś zupełnie innym.

sobota, 1 listopada 2014

Pierwszego Listopada 2014

To już piąty raz.
Po dość długiej, mojej nieobecności spotykamy się znów w tym wyjątkowym dniu.
Każdego roku ten dzień działa na mnie w inny sposób niż rok, czy dwa lata temu, jednak pewne uczucia się nigdy nie zmieniają i wciąż jest mi bardzo przykro i żal, że wszyscy znajomi, przyjaciele, rodzina i w tym Ja,
zapalamy świece w ogrodach Paulinki i Kornelii.
Te przykre i dziwne uczucie pozostanie już chyba na zawsze. Mimo upływu lat to nadal wydaje się być jakąś pomyłką,
bo przecież powinniśmy dzisiaj razem zapalać świece naszym babciom i dziadkom, ale na pewno nie wam.
To jest już wasze piąte święto, to niemożliwe, ale to niestety prawda... to już piąty raz.
Ja nadal podkreślę swoje coroczne słowa, że w moim sercu codziennie doświadczam dnia "Pierwszego Listopada" bo tak już jest i nic nie zmieni tego, że tak bardzo tęsknię i, że tak bardzo mi brakuje mojej siostry.
Nigdy nie pomyślałbym, że kiedykolwiek dojdzie do tak ciężkiej sytuacji w której przyjdzie mi Pierwszego Listopada zapalać świece dla was, dla mojej jedynej siostry, którą nadal kocham tak jak miało to miejsce wcześniej, no i dla tej wspaniałej, wyjątkowej Kornelii, która dała mi się wkraść w spory kawałek swojego życia.
Dziś znów potrzebuję ciszy, właśnie dla was i dla tych wszystkich pięknych wspomnień, wszystkich pięknych chwil, które niegdyś były codziennością.
Dziś jest mi wyjątkowo przykro, ale jednocześnie czuję dumę, że przez waszą krótką podróż miałem tę przyjemność być tym najbliższym kompanem.
Zatrzymajmy się dzisiaj chociaż na chwilę, żeby przywołać kilka bezcennych wspomnień.
To nie powinno być wasze święto, jeszcze nie teraz...


niedziela, 6 lipca 2014

Stracony czas.

Dochodzę do wniosku, że ludzie się wcale nie zmienili. Bynajmniej nie w moich oczach.
Na obrzeżach mojego miasta znów doszło do tragicznego wypadku w którym zginął człowiek.
Na forach nie brakuje obelg, wyzwisk i nic nie wnoszącej pogardy wobec człowieka, który nie zatrzymał się przed przejazdem kolejowym. Nikt z nas nie wie dlaczego tak się stało, każdy z nas jest tylko człowiekiem i
często rutynowe działania wypadają nam z głowy.
Ten człowiek zginął, odszedł i stracił swoje życie, a na językach wielu ludzi wypadają słowa obraźliwe i przepełnione frustracją, że ten wypadek opóźnił im ich podróż.
W takich chwilach łapię się za głowę i zaczynam zastanawiać się komu współczuć bardziej?!
Jak można porównywać swój stracony czas w obliczu sytuacji w której ktoś nieświadomie traci życie i rodzinę...
nie potrafię tego zrozumieć.
Moją największą uwagę zwrócił komentarz kobiety, która jak zauważyłem jest matką. Nikomu nie życzę utraty bliskiej osoby, ale zastanawiam się czy istotny byłby dla niej ten cenny utracony czas w obliczu tragedii która dosięgłaby jej samej.
Jeszcze dziwniejszym dla mnie zjawiskiem jest sam fakt tego, że wypowiadanie się na facebooku nie jest zbytnio anonimowe i dziwi mnie, że Ci ludzie nie wstydzą się wyrażać "takiego" własnego zdania jednocześnie ujawniając swoją twarz. Anonimowe faszerowanie obelgami najwyraźniej wyszło już z mody.

Wydawało mi się, że takie słowa mogą wyłaniać się jedynie z ust młodych ludzi, nierozumiejących na czym polega życie, ale nigdy nie przypuszczałbym, że ludzie dorośli, posiadający rodzinę w tak oberwany z jakichkolwiek uczuć sposób, wypowiadają się na temat cudzego nieszczęścia tym samym dając ten przykry przykład swoim podopiecznym.
Nie piszę tego pod względem własnych (równie bolesnych) doświadczeń. Znajdując się w sytuacji tych sfrustrowanych ludzi nawet przez ułamek sekundy nie martwiłbym się tym, że przez tego człowieka (który stracił życie) spóźnię się i będę musiał czekać. Przecież to nie podlega żadnym negocjacjom, człowiek zapłacił najwyższą cenę za swój nieświadomy błąd, czym do tego jest mój stracony czas? kiedy to mogłoby dotyczyć mnie, ciebie, kolegi, przyjaciela, sąsiada... każdemu z nas mogłoby się coś podobnego przytrafić.
Nie piszę też tego jako osoba która doświadczyła odejścia bliskiej osoby, piszę to jako Damian, który jeszcze przed tą swoją tragedią nie zastanawiałby się nad tak mało istotnym problemem jak utracony czas w obliczu nieszczęścia drugiej osoby.

Cieszę się... naprawdę się cieszę i jestem wdzięczny swojej siostrze, że żyliśmy w taki sposób, który zbudował właśnie to coś, coś co się we mnie nie zmieniło na przestrzeni lat i, że mimo nieobecności Paulinki wciąż czuję tak samo. Pod żadnym względem nie czuję się lepszy, jedynie bardziej normalny i z całego serca współczuję tym wszystkim ludziom ich straconego czasu, ale nie tego przeczekiwania na drodze... współczuję im utraconego czasu w swoim domu.

poniedziałek, 12 maja 2014

Czwarta rocznica odejścia

Nie wierzę, że minęło już tyle czasu.
Dokładnie cztery lata temu straciłem dwie najbliższe mi osoby.
Każdego dnia przez te cztery lata jestem przy was, nie zapomniałem. Nie wyobrażam sobie, żebym mógł o was zapomnieć, albo chociaż przez chwile być obojętnym, nigdy. Kolejny raz podkreślę swoje odczucia, że to nie ma najmniejszego znaczenia która to rocznica, że to wciąż ten sam ból, ta sama bezradność i coraz bardziej narastająca tęsknota.

Ostatni raz widzieliśmy się 1460 dni temu.
Często oszukuję sam siebie, oszukuję się na każdym kroku wmawiając sobie, że jeszcze nie tak dawno byliśmy razem, że razem żyliśmy. Wciąż nie potrafię poddać się tej prawdzie, że minęło już tyle czasu, że te 1460 dni to tak niewiarygodnie długo. Ile moglibyśmy jeszcze doświadczyć mając do wyczerpania te okrągłe cztery lata, to jest niemożliwe.
Ponownie wspominając ten dzień czuję tę gorycz, chaos i rozpacz w moim domu. To bardzo ciężkie wspomnienie, które chcąc czy nie chcąc powraca właśnie w dzisiejszym dniu. Kiedy przypomnę sobie jak gwałtownie i bezlitośnie musieliśmy spojrzeć tym przykrym realiom w oczy, aż serce boli i znów uderza ta bezradność, bezsilność.
Ten przykry dla mnie dzień dwunasty maja odebrał mi tak wiele. Niesłusznie odbierając życie dziewczyn, zauważam brakującą część mnie. Nie lubię kiedy ktoś pyta '...jak tam u Ciebie?' wtedy boję się odpowiedzieć, że jest dobrze, że już jest w porządku, bo wiem, że odpowiadam wbrew temu co wciąż czuję nieprzerwanie przez ostatnie cztery lata. Nie potrafię z czystym sumieniem odpowiedzieć, że wszystko jest normalnie, że wszystko powraca do normy, bo to wciąż się ze mną kłóci. Możliwe, że to moja wada, że nie potrafię stawić czoła całej tej przykrej sytuacji, że ciężko znaleźć mi tę odebraną część siebie, a z drugiej strony widzę piękną twarz mojej siostry której tak wiele zawdzięczam, dzięki której żyłem w taki sposób, że przez te cztery lata bez niej, nie zniszczyłem tej więzi i nie dałem sobie jej zniszczyć.

Dzisiaj wspominając powitanie 2010 roku, czuję żal.
Wiadomo jak każdy człowiek na wstępie nowego roku zastanawia się nad tym co takiego ten rok przyniesie. Ja głęboko byłem przekonany i wydawało mi się, że 2010 rok będzie rokiem wyjątkowym, że przed nami mnóstwo wspaniałych chwil, że nowy rok wniesie coś nowego, że wniesie kolejną dawkę dobrych wspomnień i z żalem będziemy go żegnać. Nie potrafię odpowiedzieć dlaczego tak optymistycznie byłem do tego nastawiony. Niestety jak się okazało niecałe pół roku później myliłem się. Czuję wyżej wspomniany żal, którego nie potrafię skierować do niczego innego jak losu. Nie wiem jak mogę sprecyzować pożegnanie najgorszego roku w moim życiu. Wydaje się, że to tylko cyfry, a dla mnie było to znacznie więcej. Z jednej strony czułem gniew i żal, że właśnie w 2010 roku odebrano mi siostrę i przyjaciółkę, a z drugiej strony żal było mi przeskoczyć dalej, ostatecznie zakończyć pewien etap, już bez obecności dziewczyn.
Każdego dnia tęsknię za wszystkim tym co było. Tęsknię za Paulinką i Kornelią i też za przeszłością. Tęsknię za wszystkimi wspaniałymi chwilami, tęsknię też za tymi gorszymi, tęsknie po prostu za pięknymi czasami, kiedy byliśmy w komplecie, kiedy mieliśmy się na wyciągnięcie ręki, kiedy miałem tę przyjemność i zaszczyt uczestniczyć z wami w tych wyjątkowych chwilach, które dzisiaj są dla mnie pięknymi wspomnieniami. Tęsknię bardzo, na każdym kroku.

Bardzo chciałbym zmienić bieg tej historii.
Odwrócić do góry nogami czas i tego dwunastego maja uświadomić wam, że ten dzień nas zniszczy, że już nigdy więcej się nie zobaczymy, że to odmieni nasze życia na zawsze. Gdybym tylko mógł teraz cofnąć się w czasie... spojrzeć na kalendarz i zobaczyć tę dwunastkę, dwunastkę która zmiotła mnie z nóg. Zrobiłbym wszystko, poruszył niebo i ziemię, żeby tylko was zatrzymać w domu, nawet na kilka tygodni, miesięcy... to nie miałoby znaczenia. Byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, nie potrzebowałbym niczego więcej, tylko mieć was przy sobie.
Z pewnością opowiedziałbym wam o tym jak bardzo wasze odejście odmieniło życie nie tylko moje, ale i wielu innych osób. Opowiedziałbym też o tym jak ciężko jest budzić się każdego dnia w tym smutnym już świecie w którym was nie ma.
Zawsze w moim sercu będzie dla was miejsce, to się nigdy nie zmieniło.

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

20 urodziny Kornelii


Dzisiaj Kornelia ukończyłaby dwadzieścia lat.
Znaliśmy się z Kornelią bardzo dobrze, rozumieliśmy się bez słów.
Za każdym razem kiedy miałem gorszy dzień, Kornelia z łatwością potrafiła mnie rozgryźć i błyskawicznie poprawić mi nastrój, swoją osobą i niebywałym charakterem nadawała mi codziennej dawki energii.
Jej codzienna obecność w moim życiu ciągnąca się przez dobre lata owocowała tym, że Kornelia stała się dla mnie kimś nad wyraz bliskim, bliższym niż koleżanka i jeszcze bliższym niż przyjaciółka.
W tym wyjątkowym dniu, w dniu urodzin Kornelii głęboko wracam do wspomnień, wspólnych kilkugodzinnych spotkań, rozmów, zabawnie spędzonego czasu i tego jak jej osoba pozytywnie wpłynęła na moje życie.
Za każdym razem towarzyszy mi uśmiech na twarzy, kiedy przypominam sobie jej chaotyczny styl bycia, jej barwę głosu, jej krzyki i zabawne "opierniczanie" w chwilach kiedy coś nie wychodziło po jej myśli,

ten specyficzny sposób wypowiadania się i korzystania z sarkastycznych powiedzeń.
Może zabrzmi to dziwnie, ale osobowość Kornelii łączyło szaleństwo, wspomniany chaos i jednocześnie była delikatna co budowało jej indywidualność... wszystkie te cechy potrafiła w sobie pogodzić i to było w niej piękne.
Jak każdy młody człowiek w tym Kornelia miała swoje cele do których twardo dążyła i z których nie rezegynowała.
Kornelia potrafiłaby w mniej niż minutę pogodzić największych wrogów, jednocześnie przegadać ich nawzajem, była sprytna, bystra, konkretna i miała też wielkie serducho. Kornelia którą znam była najbardziej wyjątkowa ze wszystkich znanych mi osób, była po prostu sobą.

W dniu jej urodzin, nie chciałaby życzeń i prezentów, powiedziałaby -
"...przestań już tyle gadać, tylko mnie przytul..."
Właśnie taką była osobą, pełną życia, entuzjazmu, z każdego wydarzenia potrafiła wyrwać odrobinę miejsca na dobrą i zdrową dawkę śmiechu.
Kornelii było wszędzie pełno. Uwielbiałem jej szalone pomysły, jeden za drugim, minuta po minucie.
Jestem wdzięczny za te setki przegadanych godzin, za jej wspaniałe towarzystwo przy którym nie można było być niezadowolonym czy znużonym. Dziękuje jej za to, że była przy mnie codziennie, że wniosła w moje życie swój wyjątkowy chaos, że zakodowała mi w głowie ten śmieszny sposób wypowiedzi i posługiwania się sarkazmem. Jestem wdzięczny, że miałem szansę Ją poznać i, że tak szybko odnalazłem dla niej kawał miejsca w swoim sercu. Wydaje mi się, że wiedziała o tym, że pokochałem Ją prawie tak bardzo jak własną siostrę.

poniedziałek, 24 marca 2014

Najpiękniejsze Wspomnienia

To zdjęcie jednoznacznie podsumowuje wszystko to co łączy mnie z moją siostrą od dnia moich narodzin aż do dzisiaj z tym, że Ja i Paulinka idziemy teraz oddzielną drogą, a być może idziemy drogą naprzeciw sobie. Mimo, że na tym zdjęciu nie widać twarzy Paulinki, Ja jednak widzę jej buzię i delikatny uśmiech który jej towarzyszył.

Początkowo chciałem zachować to zdjęcie dla siebie, tylko dla siebie, ale przecież jest ono pewnym symbolem i czymś więcej niż tylko zdjęciem, dla mnie to naprawdę nie tylko zdjęcie. To kolejny fundament tego co budowaliśmy razem. Właśnie tak wspominam moje dzieciństwo. Nigdy nie byłem w nim osamotniony, we wszystkich wspomnieniach towarzyszy mi Paulinka.
Istnieje wiele równie pięknych zdjęć, które z pewnością zostaną już tylko ze mną, z którymi nie mogę się podzielić, one muszą zostać tylko dla mnie, dlatego też nie mogę pokazać tych najbardziej emocjonujących i sentymentalnych dla mnie zdjęć, po prostu nie mogę. Mam nadzieję, że każdy z was potrafi to zrozumieć.

Film, który zapowiadałem kilka miesięcy temu będzie nosić tytuł "Najpiękniejsze Wspomnienia" i będzie to forma przebłysku z dzieciństwa Paulinki. Zdecydowałem się na taki tytuł, ponieważ rzeczywiście zawarte w nim cegiełki są jednymi z moich najpiękniejszych wspomnień, są to wspomnienia bezcenne, silne, wyraźne i wyryte w pamięci już na zawsze.
Wyobrażam sobie jak będzie prezentować się ten film, ale nie mam zielonego pojęcia jak tego dokonam.

Na tę chwile przeglądałem jedynie garstkę zdjęć po których nie spodziewałem się aż tak silnych emocji. Zdjęcia z dzieciństwa działają na mnie o wiele silniej niż te sprzed czterech lat. Obawiam się tych wszystkich nagrań wideo i tego, że zablokują mnie jeszcze bardziej niż przypuszczałem.
Nie potrafię jeszcze odpowiedzieć kiedy zacznę pracę nad tym filmem, a tym bardziej kiedy ukończę. Zdecydowanie przerosła mnie ta dawka emocji i wspomnień, a przejrzałem przecież tylko kilka zdjęć. Jak wspomniałem wybrałem już tytuł
Paulinka - Najpiękniejsze wspomnienia

_______________________________
Przez najbliższe dwa tygodnie będę nieuchwytny, dlatego też komentarze i wszystkie wiadomości zostaną przeze mnie przeczytane dopiero po pierwszym tygodniu kwietnia.

czwartek, 27 lutego 2014

Spojrzeć śmierci prosto w oczy

Możliwe, że każdy z nas otarł się już o śmierć, świadomie lub bez świadomości,
że dzieliły nas sekundy od utraty tchnienia.
Niewiele brakowało, a dzisiaj nie było by na świecie mojej babci, dziadka,
moich rodziców i jeszcze wtedy malutkiej Paulinki. Co za tym idzie, dzisiaj nie byłoby również i mnie.
Znam tę historie z opowiadań rodziców oraz dziadków, którzy również uczestniczyli w tym zdarzeniu.
Prawie dwadzieścia cztery lata temu, kiedy jeszcze nie było mnie na tym świecie,
mojej całej rodzinie dane było spojrzeć śmierci w oczy.
 Poznałem tę historię już jako nastolatek, z relacji mojej mamy,
która opowiedziała mi o tym jak pierwszy raz w życiu ujrzała całe swoje życie w przeciągu sekundy.
Wszystko miało miejsce na pograniczu naszego miasta, kiedy to rodzice z malutką Paulinką w wózku wraz z dziadkami wracali od nieżyjących już dzisiaj pradziadków. Babcia siedziała w samochodzie niedaleko chodnika po którym wracali moi rodzice z Paulinką, dziadek prawdopodobnie jeszcze nie wsiadł do samochodu.
O ile dobrze pamiętam to żegnali się i każdy miał udać się w swoją stronę.
Jednak nagle wszyscy zamarli w bezruchu, skierowani wzrokiem w tym samym kierunku.
Ujrzeli pędzącą ciężarówkę i przyczepę, która zaczęła bokiem wyprzedzać samą ciężarówkę.
Przyczepa szorowała przeciwległy pas ruchu, ciągnęła się również chodnikiem na którym stała moja mama z wózkiem. Pamiętam z tych opowiadań, że dość trzeźwo w tej sytuacji zachował się mój tata wraz z dziadkiem i wiem też, że mamę zablokowało, po prostu stała w miejscu. Mój tata odepchnął wózek w którym była Paulinka całkiem na bok, z pewnością też odepchnął mamę. Dziadek natomiast w desperacji przepychał do tyłu samochód w którym siedziała babcia, ona również oniemiała. Dzieliły ich sekundy, metry od tragicznej śmierci. Z ich opowiadań wynika, że była to naprawdę kwestia kilku sekund.
W ostatniej chwili kierowca ciężarówki, odzyskał panowanie nad przyczepą, która w ostatnim możliwym momencie wskoczyła na właściwy tor. Jak się później okazało kierowca ciężarówki gwałtownie wyminął pijanego rowerzystę, który nagle wyjechał z parku wprost na ulicę. Moja mama opowiadała mi, że w tych najszybszych sekundach w swoim życiu, odebrało jej głos, nie była zdolna do jakiejkolwiek reakcji. Wyobrażam sobie jak tragiczny w skutkach mógłby być ten dzień dla mojej rodziny, rozmiar tragedii byłby ogromny. Zginęłyby cztery dorosłe osoby i małe dziecko. Szczęśliwie nikomu nic się nie stało i było mi dane, niecałe dwa lata później przyjść na ten świat i poznać moją rodzinę, doświadczyć miłości od rodziców, babci i dziadka jak i szczerej miłości Paulinki, którą dzieliliśmy się przez kolejne osiemnaście lat, a przecież niewiele brakowało, żebym nie miał tej szansy. Jestem na prawdę wdzięczny, że mogłem uczestniczyć w życiu mojej siostry, ale patrząc na to z innej perspektywy, wciąż mam w sobie żal, że trwało to tak krótko, zdecydowanie za krótko!

wtorek, 14 stycznia 2014

24 Urodziny Paulinki


Dziś Paulinka ukończyłaby swoje dwudzieste czwarte urodziny.
Jednak dzisiejsze święto Paulinki jest dalekie od prawdziwej celebracji, bo przecież ponad trzy lata temu Paulinka odeszła na zawsze.
Kim Paulinka byłaby dzisiaj? jak wyglądałoby jej życie?
Nie do końca potrafię to podsumować, mogę jedynie zakładać i przypuszczać, że zakończyłaby  wiele swoich niedokończonych spraw, że biegłaby dalej nie oglądając się za siebie i, że nadal byłaby przy nas, tego jestem pewien najbardziej na świecie.
To wciąż dla mnie niezrozumiałe, niepojęte, że przekroczyłem wiekową granicę między mną a Paulinką. Nie potrafię zrozumieć tego, że mógłbym kiedykolwiek, a raczej już mam więcej lat niż moja siostra, która przecież zawsze była ode mnie o dwa lata starsza. W moim domu czas się zatrzymał w 2010 roku, a Ja mając dwadzieścia jeden lat wciąż czuję się osiemnastolatkiem, nie akceptuję tego, że jestem starszy od Paulinki.
Śmierć została źle skonstruowana, źle dlatego, że niesłusznie zabierając czyjeś tchnienie, zniszczyła życie pozostałym, burząc i rozdzielając wszystko to co zbudowaliśmy. Jak teraz mieć zaufanie i starać się żyć dalej, skoro nikt nie zapewni i nie ubezpieczy przed tym, że to wszystko może się powtórzyć i runąć z jeszcze większym impetem.
Jeśli dostałbym od jakiejś siły wyższej propozycję czy chcę teraz wyzerować swoje życie i obudzić się znów dwadzieścia jeden lat temu, zgodziłbym się tylko dlatego, że chciałbym przeżyć te wszystkie wartościowe i piękne chwile z Paulinką na nowo. Chciałbym się obudzić w tych najwcześniejszych latach,  w tych w których poznałem prawdziwą definicję rodzeństwa. Chciałbym też przeżyć jeszcze raz te ostatnie lata spędzone z Paulinką, wiem, że byłbym przerażony, ogromnie lękałbym się przyszłości i tego, że ta traumatyczna tragedia mogłaby się powtórzyć. Nie jestem pewien czy przeżyłbym te okropne rozstanie po raz drugi.
Wydaje mi się, że gdyby Paulinka dostała szansę tego tragicznego, dwunastego maja, Jej i nasze życia wyglądałoby jeszcze inaczej niż przed Jej odejściem i z pewnością inaczej niż teraz. Inaczej niż przed dwunastym maja pod względem tego, że doceniłaby życie jeszcze bardziej. Możliwe, że mógłby się nieco zmienić jej światopogląd. Nie wiem czy można by pogłębić nasze więzi jeszcze bardziej, ale Paulinka dałaby radę, byłoby pięknie, ale tylko wtedy kiedy dostałaby tę szansę, a przecież na nią zasługiwała najbardziej ze wszystkich osób które znam.
Dzisiaj Paulinka piekłaby ciasta na swoje urodziny, miałaby starannie wszystko przygotowane i dopięte na ostatni guzik by godnie ugościć rodzinę, zresztą jak zawsze.
Brakuje mi ogromnie naszych prawie codziennych długich rozmów w nocy, zwłaszcza tej szczerości i pewności, że jest obok w pokoju osoba na którą można zawsze liczyć, ufać i za którą można by skoczyć w ogień byleby była bezpieczna. Paulinka dotrzymała mojego bezpieczeństwa, Ja niestety nie mogłem nic zrobić, ale do ostatniej chwili miałem nadzieję, niech mi wybaczy.

wtorek, 24 grudnia 2013

Najpiękniejszy dzień w roku.

Odkąd pamiętam w mojej rodzinie Wigilia zawsze była dniem wyjątkowym, w którym nigdy nie zabrakło serdecznego spotkania wszystkich bliskich osób. Nasze święta z roku na rok były coraz bardziej piękniejsze, zawsze spędzaliśmy je u babci i dziadka. To właśnie dzięki rodzicom, babci i dziadkowi, siostrze mojej mamy, doświadczyliśmy razem z Paulinką tę wspaniałą magię, którą to oni utworzyli wokół tych pięknych dni. Kiedy byłem jeszcze mały, pamiętam jak głęboko wierzyłem w Świętego Mikołaja, jak razem z Paulinką wyglądaliśmy przez okno czekając na jego przybycie, wspominając to dzisiaj... uśmiecham się.
Z biegiem lat i kolejnych nadchodzących świąt, już nie jako dzieci lecz nastolatkowie, dostrzegliśmy na czym naprawdę polegają święta, to przecież najpiękniejszy dzień w roku dla całej rodziny, najpiękniejszy moment na najszczersze życzenia, wspólną kolację i obecność. Dzieląc się wspólnie opłatkiem nigdy nie zabrakło łez, dla Paulinki wigilia była bardzo emocjonująca, potrzebna. Jej życzenia były prawdziwe, płynące prosto z jej serca... właśnie dlatego, że za każdym razem tak bardzo się wzruszała.
Nasza ostatnia wspólna Wigilia z Paulinką była inna niż te w latach poprzednich. Tym ostatnim razem postanowiliśmy urządzić ten piękny wieczór w naszym domu, właśnie wtedy Paulinka uszyła dla każdego gościa mikołajkową czapkę na krzesła, to były święta niezapomniane. Zresztą jak zawsze z Paulinką ubierałem choinkę najprędzej jak to możliwe, tylko żeby poczuć ten nadchodzący dzień. Z każdym rokiem wprowadzaliśmy drobne urozmaicenia na te szczególne dni, dlatego też w te ostatnie święta w naszym domu grane były typowo Amerykańskie kolędy, które sprawiły nam tyle radości i uśmiechu. Nasze ostatnie święta były też inne pod względem tej zmiany na jaką umówiliśmy się wszyscy kilka dni przed świętami, wspólnie doszliśmy do wniosku, że tym razem odpuścimy sobie robienie prezentów.
Paulinka jednak nie potrafiła inaczej... dla każdego miała jakiś prezent, wszystkich zaskoczyła, co wprawiło i mnie w zakłopotanie. Moja siostra musiała to zrobić, ona właśnie w tamtym momencie czuła się jak ryba w wodzie, była szczęśliwa i spełniona, że zrobiła nam wszystkim niespodziankę. Nigdy nie myślała tylko o sobie i to w niej jest najpiękniejsze, że jej miłość była tak bezinteresowna bo nie liczyła nigdy na nic w zamian, tylko na to, żebyśmy byli szczęśliwi i wszyscy razem.


Dlatego też dzisiejszy dzień jest dla moich najbliższych dniem takim jak każdy inny w roku, to niemożliwe, żeby zasiąść do stołu bez Paulinki, niemożliwe jest wspólne dzielenie się opłatkiem co przecież kiedyś było dla nas czymś najcenniejszym, niemożliwa jest radość z tego niegdyś pięknego dnia, to po prostu jest niemożliwe.
Mogę wam jedynie życzyć tak pięknych i rodzinnych świąt jakich doświadczyłem Ja, bo są to wspomnienia które już na zawsze ulokowały się w mojej pamięci, życzę wam przede wszystkim, żeby nigdy nie zabrakło przy waszym stole najważniejszych dla was osób i żebyście wyczerpali z tego pięknego dnia właśnie takie momenty których już nigdy w życiu nie zapomnicie. Póki jest na to jeszcze czas.

środa, 4 grudnia 2013

Nie tylko sąsiedzi...

Jestem zły na samego siebie, że nigdy wcześniej nie opowiadałem o naszych niezwykłych sąsiadach.
To co widać na zdjęciu powyżej to część ściany w jednym z pokojów naszych sąsiadów.
Nie mogę nazwać tych ludzi tylko sąsiadami, to są przyjaciele od najwcześniejszych lat, to nawet nie przyjaciele, są niczym rodzina.
Myślę, że mogę pozwolić sobie opisać niezwykłą kobietę Aleksandrę, żonę, mamę czwórki dzieci, która od zawsze w moich myślach jest człowiekiem dobrym i o wielkim sercu.
Ten ciężki okres w naszym życiu upewnił nas w tym, że to są właśnie ludzie bliżsi niż przyjaciele, że w chwilach tak bolesnych i niewyobrażalnie ciężkich, wyciągają swoją dobrą, pomocną dłoń, solidaryzują się i jednoczą nie licząc na nic w zamian. Można by pomyśleć, że każdy tak działa, że to naturalny odruch człowieka... jednak w tych ludziach jest coś więcej co można dostrzec na pierwszy rzut oka.
Ola jest kobietą, która przede wszystkim potrafi zrozumieć, tak jakby doświadczyła w swoim życiu podobnej tragedii, a przecież taka krzywda nie dotknęła jej rodziny. To aż ciężko zrozumieć, że można być tak oddanym i solidarnym wobec drugiego człowieka. Pamiętam jak w tych najtrudniejszych pierwszych miesiącach przynoszono nam różnego potrawy, wspierano nas, jak spotykaliśmy się w ogrodzie Paulinki, tyle pięknych gestów doświadczyliśmy.
Paulinka uwielbiała małą, niesforną córkę Oli, Sarę. Mógłbym wymieniać na okrągło jak wiele razy Paulinka lubiła spędzać czas i sprawiać radość tej małej dziewczynce.
Piękne jest to, że najmłodsze dzieci Oli, które raczej były zbyt małe by pamiętać Paulinkę, to mimo tego wiedzą kim jest moja siostra i przykładają do tego szacunek, zresztą Paulinka uwielbiała dzieci więc możliwe, że rzeczywiście ją zapamiętali.
Choć dzisiaj nie jesteśmy już bezpośrednio sąsiadami to wciąż się widujemy, odwiedzamy i utrzymujemy relację, bo wiem, że warto.
Jestem wdzięczny tym ludziom, że ich pamięć o Paulince nie była kilkudniowym przejawem, że nawet dzisiaj w pokoju Sary zapalne są świece przy zdjęciach, że Paulinka jest w ich rodzinie wspominana. Cała rodzina Oli w tym jej mama, siostra, brat to ludzie którzy nie zapomnieli, którzy wciąż pamiętają, takie osoby się ceni, szanuje.... chociażby za to jak dobrymi ludźmi są.
Zazdroszczę im tego jak liczną rodzinę tworzą, tego, że podczas wigilijnego wieczoru nikogo nie brakuje przy ich stole, że mają pełen komplet, fajnej, dużej rodziny niczym z obrazka.

Jestem pewien tego, że Paulinka jest im wdzięczna i wiem też, że zachowałaby się równie pięknie wobec tych wspaniałych ludzi.

sobota, 9 listopada 2013

Jutra może nie być.



Raczej żaden młody człowiek nie zagłębia się nad tym, że mógłby nagle odejść, opuścić ten świat. To nie jest jeszcze ten moment w życiu młodego człowieka, żeby się zastanawiać nad tak trudnym tematem. Żaden młody człowiek nie myśli o tym, że jutro może już nie zobaczyć swojej mamy, taty, rodzeństwa i przyjaciół, bo przecież dopiero co zaczyna przygodę z życiem, układa sobie swoje marzenia, plany i wyznacza sobie życiowe cele.


Myślę, że to działa też na odwrót... żaden rodzic kochający swoją pociechę, nie wyobraża sobie, że jutro już nie zobaczy swojego dziecka, które przecież mocno kocha i wobec którego wiązał swoje dalsze życie. Żadne kochające się rodzeństwo nie wyobraża sobie tego, że nagle może odejść najważniejszy i najwierniejszy przyjaciel w życiu. Żaden młody człowiek nie myśli o tym, że może już nigdy nie wrócić do swojego domu.
Paulinka i Kornelia nie były świadome tego, że zostawią wszystko to co najcenniejsze, jednak niesprawiedliwy los nie pozwolił im wrócić do swoich najbliższych i do swojego domu w którym przecież codziennie rano budziły się i żyły razem z nami. Nikt nigdy nas nie zapewniał, że wszystko będzie dobrze, ale nikt też nigdy nie mówił, że będzie tak niesprawiedliwie i tak ciężko.

piątek, 1 listopada 2013

Dziś znów nastała cisza.

Cisza która dla każdego z nas w indywidualny sposób oznacza coś więcej.
Moją "ciszą" jest wspomnienie tych pięknych czasów kiedy Paulinka była z nami w naszym domu,

kiedy w moim domu nie było tej ciszy która jest teraz.
W ten ważny i jedyny w roku dzień poświęcony tym najbliższym którym odebrano już dar życia, warto wspomnieć te najpiękniejsze chwile, warto zachować w sobie ciszę żeby znów zanurzyć się w tych najbardziej wartościowych latach naszego życia.
Kiedyś dla Paulinki ten dzień był dniem niewątpliwie ważnym, wyjątkowym...
Z ogromnym szacunkiem i przyjemnością zapalała znicze bliskim, co przecież dla wielu może wydawać się czymś zwyczajnym i oczywistym, lecz dla Paulinki był to gest solidarności i tego, że wciąż pamięta, że wciąż jest.
Kilka lat temu u boku Paulinki, zapalając znicze na grobach naszych bliskich nawet przez ułamek sekundy nie przypuszczałem, nawet nigdy bym nie pomyślał, że za te kilka lat to Paulinka będzie tą najbliższą osobą której zapalę płomień. Wciąż wydaje się to tak ciężkie do zaakceptowania, tak niesprawiedliwe i przykre. Wydaje się, że to miało miejsce niedawno, na wyciągnięcie ręki, jednak to już czwarty raz kiedy Paulinka nie towarzyszy nam w tym dniu.
W moim sercu dzień Pierwszego Listopada przechodzę codziennie, przez cały rok.



 
___________________________________________________

środa, 11 września 2013


Myślę, że nie muszę podkreślać mojej miłości w stosunku co do Paulinki, jednak chcę powiedzieć kilka słów o tym jak silnym uczuciem obdarzyła mnie siostra.
Wspaniale jest móc wrócić do wspomnień, nawet do tych z kilkunastu lat wstecz.
Opowiem coś więcej o tej niezwykłej więzi która pozwoliła nam budować tę wspólną miłość i troskę.
Jeszcze jako dzieci, Paulinka pozwoliła mi poczuć na czym polega definicja prawdziwego rodzeństwa i to bardzo ciężko opisać, z pewnością w tamtych latach nie zdawałem sobie sprawy jak wielki prezent od niej otrzymałem. Jednak w następnych latach kiedy przyjmowałem realia świata o wiele dojrzalej, coraz bardziej doświadczałem tej niezwykłej relacji która z każdego roku na rok potęgowała tę ciężką do obrania w słowa więź. Nie zamieniłbym swojego dzieciństwa na żadne inne, nie wymazałbym nawet tych gorszych, ale równie pięknych wspomnień. Jak wiadomo w życiu dziecka, nastolatka potem dorosłej osoby nigdy nie jest idealnie, dlatego też kiedy pojawiała się między mną a Paulinką chwila nieporozumienia czy kłótni było to krótkotrwałe i mimo tych naturalnych spięć wspominam to z uśmiechem, bo przecież po kilku minutach tej słodkiej grozy wracał uśmiech i nawet żadne z nas nie zdążyło się wtedy przeprosić, ponieważ już za chwile wszystko wracało do tej niesamowitej i pięknej normy, Paulinka długo nie potrafiła się złościć.
Nie mam takiego wspomnienia z Paulinką które chciałbym wymazać, po prostu taka chwila nigdy nie istniała.

Ponownie zanurzając się w te piękne, wczesne lata dzieciństwa czuję te poczucie bezpieczeństwa i bezwzględnego zaufania jakim obdarzyli nas rodzice, być może dzięki temu udało się nam zapoczątkować ten najpiękniejszy życiowy fundament który budowaliśmy aż do Dwunastego Maja.
Nawet jako dziecko Paulinka była niezwykle pomysłowa... miała w sobie taki specyficzny dryg organizowania i realizacji swoich pomysłów. Przy niej i jej osobowości wydawałem się dzieckiem spokojnym wręcz leniwym. W tych najwcześniejszych latach dzieciństwa nasz wspólny pokój był kolorowy, pełen zabawek. Przy naszych łóżkach znajdował się charakterystyczny stolik na którym widnieli bohaterowie Myszki Miki, pamiętam jak jedliśmy przy nim kolację oglądając kreskówki na niewielkim telewizorku. To się wydaje być wspomnieniem zwyczajnym, naturalnym... jednak kiedy do tego wracam chciałbym przenieść się z powrotem do tamtego etapu, to były najpiękniejsze lata mojego życia. Oddałbym tak wiele, żeby móc znów budzić się w tym niegdyś kolorowym i pełnym życia domu.

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Paulinka - Kiedy zamykam oczy




Więc to dzisiaj ten wyczekiwany moment.

Czuję radość, że wreszcie mogę podzielić się z wami tym co udało mi się stworzyć, filmem nad którym pracowałem bardzo długo. Jest to wyjątkowy moment dla mnie, bo po raz kolejny dzielę się swoimi przemyśleniami,
ale także przekazem który kryje się w filmie.
Każdy z nas zamyka oczy, lecz co nadejdzie kiedy zamkniemy je ostatecznie....
Ja głęboko wierzę, że nasze ziemskie istnienie jest jedynie drobnym ułamkiem tego co czeka nas po odejściu. W moich wyobrażeniach i w moich snach niebo jest zielone z mnóstwem roślin, niebo w którym wyobraźnia staje się kluczem do dalszej przygody, niebo w którym odnajdziemy się ze swoimi bliskimi, niebo w którym wypiję tę długo wyczekiwaną kawę z siostrą. W moim niebie nie ma żadnego rodzaju ograniczeń.
Paulinka na to zasługuje, wszyscy zasługujemy. Kiedy tworzyłem te piękne miejsca czy to z moich wyobrażeń czy snów poczułem pewnego rodzaju uczucie, które wymusiło na mnie głębokie przemyślenie. Wierzę, że w dniu mojego odejścia będzie mi łatwiej odnaleźć Paulinkę, odnoszę wrażenie, że te miejsca mogłyby stać się miejscami docelowymi naszego spotkania. Wierzę, że te wyjątkowe sny nie były przypadkowe i oznaczały coś więcej.
Nie mam wątpliwości, że po naszym odejściu istnieje drugie życie na które zasługujemy. Jedynie nie mam tej stuprocentowej pewności jak to może wyglądać.
To jest nasze niebo, to tylko mój piękny sen.

czwartek, 8 sierpnia 2013

Pozostało kilka dni.


Film "Paulinka - Kiedy zamykam oczy" opublikuję w terminie tak jak zapowiadałem wcześniej czyli dwunastego sierpnia. Cała sceneria filmu wydaje się być baśniowa wręcz nieosiągalna. Jednak w moim przekonaniu i w moim niebie nie ma ograniczeń. W filmie można odnieść wrażenie, że każdy fragment filmu to pewnego rodzaju etap.
Mam nadzieję, że jesteście gotowi i na tyle otwarci, że wasza wyobraźnia będzie w stanie udźwignąć ogrom tego co udało mi się stworzyć. Będzie to dla mnie wyjątkowy moment kiedy każdy z was będzie mógł wreszcie poznać wszystko to nad czym pracowałem i na swój sposób zrozumieć ten film.

poniedziałek, 1 lipca 2013

Ogromne serce Paulinki

Ogromne serce Paulinki
Nigdy nie wspominałem o ogromnym sercu mojej siostry,
która nie była obojętna na cudze nieszczęście, cudzą krzywdę czy cudze niepowodzenie.
Dziś przy bramie cmentarza spotkałem pewną specyficzną, starszą Panią, która w sezonie letnim sprzedaje kompozycje kwiatowe polnych kwiatów (zapewne z jej ogrodu).
Kobieta ta swoim serdecznym spojrzeniem zapraszała do zakupu kwiatów za drobną opłatą.
Znów zamykam oczy i widzę doskonale tę sytuacje... około cztery lata temu odeszła nasza ciocia, widzę jak przechodzimy przez tę bramę razem z mamą i Paulinką. Ona musiała się cofnąć, nie wybaczyłaby sobie gdyby choć trochę nie sprawiła radości tej staruszce. Moja siostra potrafiła się dzielić tym co miała, dlatego też wybrała jeden ze skromniejszych bukietów płacąc za niego kilkadziesiąt złotych kiedy należało się zaledwie kilka złotówek. Kobieta szybko zorientowała się, że dostała o wiele więcej niż się należało i widzę ten piękny uprzejmy uśmiech oddalającej się Paulinki w której było widać wewnętrzne spełnienie , to ukazuje Ją w całości. Paulinka potrafiła oddać to co miała byleby sprawić komuś przyjemność.
Pamiętam tę sytuację doskonale... tak samo jak starszą Panią. Około tygodnia po odejściu Paulinki ta Pani znów stała przy bramie ze swoimi kwiatami, zorientowała się po naszych straconych twarzach, że Paulinka odeszła... widziałem w jej oczach silne wzruszenie. Paulinka czuła się potrzebna w tym świecie, wyciągała pomocną dłoń do przyjaciół, znajomych, ale także do obcych ludzi. Taka jest jej natura, nigdy nie była obojętna, to nawet kłóciłoby się z jej osobowością. Któregoś dnia rozpoznałem bukiet tej Pani w ogrodzie Paulinki, to jest piękne i przykre zarazem.

środa, 19 czerwca 2013

każdy z nas zamyka oczy...


Każdy z nas zamyka oczy... to oczywiste.
Kiedy Ja zamykam swoje widzę Paulinkę i te wszystkie piękne, wyjątkowe miejsca.
Tworzę ten film i czasami stoję w miejscu, nie potrafię przejść dalej... kiedy kilka dni później wszystko przychodzi samo i odnoszę wrażenie jakby ktoś malował mi te miejsca w mojej głowie.
Ogromną inspiracją jest dla mnie kilka moich pięknych snów, w których moja rola ograniczała się do roli obserwatora. Wszystko w tych snach było takie rzeczywiste, naturalne i tak bardzo szczere.
Wciąż pracuję nad dalszą częścią filmu, chcę pokazać wszystko to co pojawia się w moich wyobrażeniach i snach,

a to wcale nie jest łatwe. Całość wydaje się być wręcz bajkowa, baśniowa, ale jak bardzo niezwykła i prawdziwa.
Mam nadzieję, że kiedy już zakończę pracę nad filmem i kiedy go wreszcie pokażę Wam to poczujecie tę prawdziwość i niezwykłą rzeczywistość, która towarzyszyła mi w jednym z moich snów.
Chcę wierzyć i wierzę, że w momencie mojego odejścia czy odejścia bliskich mi ludzi spotkamy się wszyscy razem tam, właśnie tam gdzie wyobraźnia i sny stają się rzeczywistością.
To tylko mój piękny sen
12.08.2013